Odzyskana mimo już nie istnieje. Koniec roku 2011. Napisałabym 30.03.2013 dokładnie to samo:
Wypadki chodzą po ludziach - niestety, stety. Poważne mają trochę mniej nóg
niż nasza córka ale kocham je prawie tak samo mocno. Prawie to niby nieduża
różnica ale córka nigdy nie połamała mi żeber, czaszki, nie zalała mojego płuca
wodą?, krwią?, czymkolwiek. Nie przyniosła mojemu mózgowi braku pamięci, nie
pozrywała mu połączeń nerwowych nie dała innych obrażeń. Przez nią nie miałam
operacji głowy tym bardziej blizny na połowę czoła, nie przyniosła mi też w
swoim długim futerku fobii społecznej, lęków przed wszystkim, ani depresji
większej niż mogę sobie wyobrazić. Nie ona przyprawiła mnie również o brak
jakiejkolwiek pamięci o wakacjach lub świadomości w jakim roku żyjemy. Żałuję
tylko że nasza córka nie zabrała mi większości pamięci przed 2010 rokiem.
Chociaż to po części mogę zawdzięczać wypadkowi, bo ulotniły się ze mnie
wszystkie instynkty obronne i jestem dla najważniejszej osoby człowiekiem,
którego 22 lata budowali we mnie rodzice, który cały czas chował się pod
pelerynką i pancerzykiem. Żałuję jeszcze, że przez to paskudztwo tak bardzo
boję się samochodów. No ale w końcu to on na mnie sprowadził tyle, chociażby
połamań. Dlaczego kocham wypadki? Bo uczą ludzi tego co jest najważniejsze w
życiu- teraz jest tego niewiele ale jakie to prawdziwe, jakie pierwsze, jakie
dojrzałe i trwałe. Pierwszy raz zaczęłam wierzyć w coś w co całe życie
chciałam, miałam.. Teraz mam! Jeszcze lepsze od wszystkich poprzednich. Proszę
tylko tonę leków, połykanych od początku lipca, żeby nie zabrały mi tego
wszystkiego co zdecydowanie zupełnie się zmieniło, co zmieniło się i nadało w
końcu pierwszy sens temu wszystkiemu.
KOCHAM TEN WYPADEK ale nie istnieje nic co kochałabym bardziej niż Ją. Nie
było niczego głębszego, dojrzalszego, trwalszego, prawdziwszego, mojego,
mojego, tylko mojego!