Paulina Kasprzyk
Fototechnik I
Czym jest dla mnie fotografia i jaki wpływ ma na moje
życie?
„Rutynowo fotografuję w myśli
wszystko to, co widzę”
Minor White
…mam
fotograficzną pamięć. Urodziłam się z negatywem w głowie, który naświetlam
każdym mrugnięciem powiek.
21.11.2006
Śniły mi się w nocy amerykańskie
fast foody. Mówiłam coś o Wooperach, dużych frytkach
i średniej coli, mimo że nigdy jej tam nie piłam. Zamawiałam zawsze waniliowego
shake'a, którego połowę wylewałam potem do tej części zlewu z funkcją
miażdżenia, albo wkładałam do zamrażalnika i stał tam przez kolejne 2 tygodnie.
Nigdy nie wypijałam go w całości. Śniły mi się w nocy amerykańskie fast foody i
wiem, że cały dzień będą mnie prześladować. Zdjęcia, migawki, nagłe wspomnienia
chwil, których tak naprawdę nie pamiętam. Chwil, które wracają tak nagle, tak
na pstryknięcie palcami dwoma. Widzę góry na przystanku (być może?) w
Pensylwanii. Widzę kraty i bezdomnych pod nimi, gdzieś w centrum Nowego Jorku,
w środku nocy, czekając na autobus do Detroit. Widzę flagi polskie w Wyandotte
i napis BASF na lewym brzegu rzeki. Widzę wielkie plakaty „Supermana” przed
kinem. Widzę jezioro i taflę wody tak spokojną jak jeszcze nigdy, nie
dostrzegam gdzie kończy się woda a zaczyna niebo, nie widzę linii horyzontu.
Potem nagle dostrzegam wielkich afro-amerykanów w za dużych bluzach, w
spuszczonych spodniach i ogromnych butach, przy straganie z drewna
sprzedających koszulki "I LOVE NY". Zaraz potem stają mi przed oczami
spodnie Slasha z "Don't cry", a potem kanapa pucybuta w tym wielkim
budynku. Czuję niedosyt. Nikomu o niczym nie opowiadam, bo nie znajduję słów i
nie uważam za potrzebne..
„Gdybym
potrafił opowiedzieć historię słowami, nie musiałbym dźwigać aparatu
fotograficznego.”
Lewis Hine
5.03.2007 – „Nowy Jork”
Nocami zawsze jest o co płakać, a
te w których siedziało się do rana i patrzyło ślepo w przód, już minęły, z
nadzieją że nigdy nie powrócą. Nigdy w takiej formie. Na ulicach szron, kiedy
patrzę przez okno idąc w nocy po sok do lodówki, a ja preferuję moją wiosenna
kurteczkę.
Z zimową się już pokłóciłam i przeproszę ją przyszłej zimy. Chcę już wiosnę, bo
tak. Nocą zawsze jest o czym myśleć, ale te w których rozmyślałam sobie tak po
dziecięcemu, na próżno, już minęły z nadzieją, że nigdy nie powrócą. Jak dzień
w dzień przypominam sobie tamte chwile, bo był czas poprzedniego lata, kiedy
patrzyłam w jego wielkie niebieskie oczy. I wiele mam wspomnień o nim. Chyba
najwięcej. Wiele mam wspomnień, które nigdy nie przeminą, które codziennie będą
rodzić się na nowo pod moimi powiekami, jakby chciały nie być zapomniane, jakby
wołały 'kurwa nie waż się, kurwa nie myśl, że..'. Wiele takich, co bolą jak
skurwysyn, ale są, i wracają jak żadne inne, i wciąż wyświetlają się na nowo,
codziennie, od wtedy, ani dnia przerwy.. I nie daje mi spokoju, choćbym błagać
miała, i wszystko mi go przypomina. Jedzie autem, albo metrem, albo chodzi
gdzieś po 8th, albo kreśli linię horyzontu w dziwnym kształcie. I tak ciągle..
jakby prosi się o liścia w mordę, bo jest trochę zbyt nachalny momentami. Wcina
mi się w fajne filmy, wcina w posuwanie, w zajebistą pieczeń mojej mamy i
telefoniczne rozmowy o najwyższym priorytecie. A ja milczę, no bo co mam
powiedzieć? Przecież ten tylko się dowie, kto cię stracił, miły mój. To mój
jedyny kochanek, o którym mówić mogę jako 'on', o 'nim', dla 'niego', z 'nim',
'jemu'. Innych 'on' nie mam i mieć nie będę, bo zapłodnię się sztucznie [o!]. A
on wciąż chodzi za mną, biega za mną, bierze mnie za rękę i ciągnie z powrotem,
krzyczy mi do ucha słodkie wyrazy, nęci, kręci i podrywa. Innym razem budzi w
nocy, bo zbyt rzeczywiście śni mi się. Wtedy szepta i narzuca się bezczelnie.
Nie mówię, o tym nikomu i mam małą tajemnicę. Chowam ją w środku, przed
wszystkimi z nią uciekam. Zamykam w małym pudełeczku, chomikuję. Zabieram ją na
wycieczki, jeżdżę na wakacje, robię jej romantyczne kolacje, a potem jem z nią
śniadanie. Tajemnice są słodkie, więc tym samym się odwdzięczam, mocno w sobie
pielęgnuję, głaszczę
a na koniec dnia usypiam.
"Widziałam wielki świat..
Na ulicach tłum, miasto wrzało kolorami,
W samym środku ja,
Boże mój, aż się chciało żyć.
Gdzieś daleko stąd, śni się mój największy sen,
Boże mój, znowu chce tam być,
Nagle kolor nieba zmienia się, znowu wszystko we mnie tańczy,
tak wyraźnie widzę każdy kształt, znowu jestem tam......."
Mam setki
zdjęć z Nowego Jorku, mimo że byłam tam zaledwie kilkanaście godzin..
W nich przechowuję swoje życie
tamto. Są moim tlenem, kiedy już oddychać nie mogę.
„Pragnęłam utrwalić wszelkie
przejawy piękna, jakie pojawiały się przede mną i wreszcie pragnienie to
zostało spełnione.”
Julia
Margaret Cameron
5.10.2006
Chciałam
iść i iść, widzieć więcej i więcej. Oddychać, zatruwać się spalinami, odczuwać
w każdej komórce smog i brud. Chciałam wchłaniać i zapamiętywać, robić zdjęcia
w głowie
i pamiętać je po sam kres. Spełnieniem był. Tym wszystkim, co cudowne tam, co
niepowtarzalne i jedyne, tym wszystkim tam chciałam żyć przez chwil kilka.
Dzięki zdjęciom, które wtedy
zrobiłam mogę żyć tym nadal. Od nowa i nowa, wciąż
i w zasadzie nieprzerwanie.
18.03.2007
(…)A teraz siedzę [kurwa] na
krzesełku i żeby nie było na mnie, przebieram się na szalone „artystki-poetki”,
czy jakieś tam inne- nie wiem na kogo wyglądam. Zakładam żółte okulary
i spisuję przez filtr, zupełnie jak w fotografii, którą dzisiaj bardzo mocno
uprawiałam. Żeby nie było na mnie wcielam się w przeróżne postacie. Chodzę
kanałami, dumnie podnoszę głowę na 27 grudnia, przechodzę przez pasy jak
'penera z Jeżyc' i skaczę przez płoty jak zwinny, mały chłopczyk rozrabiaka.
Zachodzę do domu, na noc wstawiam sobie obiad i go grzeję, na noc zbieram siły.
Umoralniam swoją dziewczynę, że bardzo nierozsądnie jest chodzić po dworze z
zapaleniem oskrzeli, a potem łapię się na tym, że chodziłam po wysokich
zardzewiałych drabinach, które mogły się przecież złamać? Zaraz tłumaczę siebie
przed sobą, że to miało jakiś wyższy cel.
Dla dobrych zdjęć mogę
zaryzykować wiele. Często jednak, z czystego lenistwa wcale tego nie robię. To
moja druga strona- ta znacznie gorsza strona. Trafiając w określone miejsca,
staram się wtapiać w otoczenie. Czy to oznacza, że rzadko jestem sobą? Łudzę
się, że pozwoli mi to obiektywnie spojrzeć na fotografowaną rzeczywistość.
Zawsze się mylę. Jestem sobą.
„Aparat fotograficzny stwarza
płynną metodę odnajdywania tej innej rzeczywistości”
Jerry N. Uelsmann
Czym jest dla mnie fotografia?
Fotografia to moja codzienność- moje śniadanie, obiad
i kolacja. Fotografia to moje wspomnienia, moje myśli, moja różnie postrzegana
rzeczywistość. To moje chwile, które uznaje na różne sposoby za piękne. Chwytam
je, bo są ulotne. Wychodząc z tego założenia, przyjąć mogę, że fotografia
wypełnia każdy mój dzień po brzegi. Jest moim „drugim” życiem, które
nierozłącznie wiąże się z tym „pierwszym”- właściwym. Z racji tego, że czuję
się ze sobą jak piernik z wiatrakiem, nie wiem czy kiedykolwiek będzie coś z
tej fotografii. Tylko czym jest to „coś”, pytam sama siebie.
Czuję się mała w tym Wielkim
Świecie.
31.01.2007
Tarnowskie (Góry) wystawy,
wernisaże, fotograficy, "artyści" z ostatnich półek, studenci
łódzkiej filmówki i pospolici amatorzy z (nie)zwykłego zamiłowania. Pośród nich
ja, gdzieś na samym końcu świata, gdzie autobusy w sobotę/niedziele jeżdżą, co
godzinę, gdzie padający śnieg przysłania cały świat, gdzieś gdzie zakład
psychiatryczny nocą przyprawia
o dreszcze, a za dnia wygląda jak zakład karny o podwyższonym rygorze. Jedzie
się na sam koniec wsi, autobusem jak poznańskim, jedzie pod górę, potem w dół,
przez pola i lasy. I tak po dwa razy dziennie, raz na godzinę. Pośród tego
wszystkiego ja, z kalesonkami, dwiema parami skarpetek, ciepłym szalikiem od
mojej dziewczyny, przerobionymi rękawiczkami
i czapeczką. Pośród padających śniegów, wiatrów, zamieci i kilkustopniowego
mrozu, ze zdjęciami w torbie i jednym w rączce. Na wystawę, na wernisaż, gdzie
wino w plastikowych kubeczkach, delicje szampańskie i wafelki, a na hakach
zamiast mięsa nasze zdjęcia, a na półkach i w lodówkach zamiast mięsa nasze
zdjęcia. Kilometrówki, metrówki, tysiące groszy i suchy chleb z topionym
serkiem, co się go na tosty kładzie. Pociągi osobowe, pospieszne,
4 województwa i wspomnienia z lata na trasie Poznań- Katowice (Kraków). Dwa dni
później jeszcze dalej, bo z balkonu na 8-ym piętrze widać czeskie, małe miasta
i czeskie duże słupy elektryczne, co kable z prądem noszą na plecach. I kolejne
miłe wspomnienia, powrót- chwilowe powroty do przeszłości, czułe filmy, których
raczej nie powinnam już oglądać
i nawet nie chce. Pociąg osobowy, nieznane mi miejscowości, prawie 30 minut
czekania, 13 spóźnienia, śmieci w przedziale i brak półeczek, brak ogrzewania.
Kolejne spóźnienie. Kilka godzin w ciemnym, zadymionym przedziale, sam na sam z
recydywistą. Opowieści
o więzieniu, wyrokach, Nowej Zelandii i kobietach w zamyśle, bo z recydywistą
o mężczyźnie, o związkach na odległość i pewności nas obu. Województwo śląskie,
dolnośląskie, wielkopolskie i kujawsko-pomorskie, 465 km .
Fotografia wytycza mi drogi,
którymi chodzę. Jak widać, czasem bardzo długie drogi.