czwartek, 31 stycznia 2013

Zenit 11

Zenitowskie <3 

Gdzie te czasy?




sobota, 26 stycznia 2013

Praca na zaliczenie



Paulina Kasprzyk
Fototechnik I

Czym jest dla mnie fotografia i jaki wpływ ma na moje życie?



„Rutynowo fotografuję w myśli wszystko to, co widzę”

Minor White

                                   …mam fotograficzną pamięć. Urodziłam się z negatywem w głowie, który naświetlam każdym mrugnięciem powiek.

21.11.2006
Śniły mi się w nocy amerykańskie fast foody. Mówiłam coś o Wooperach, dużych frytkach
i średniej coli, mimo że nigdy jej tam nie piłam. Zamawiałam zawsze waniliowego shake'a, którego połowę wylewałam potem do tej części zlewu z funkcją miażdżenia, albo wkładałam do zamrażalnika i stał tam przez kolejne 2 tygodnie. Nigdy nie wypijałam go w całości. Śniły mi się w nocy amerykańskie fast foody i wiem, że cały dzień będą mnie prześladować. Zdjęcia, migawki, nagłe wspomnienia chwil, których tak naprawdę nie pamiętam. Chwil, które wracają tak nagle, tak na pstryknięcie palcami dwoma. Widzę góry na przystanku (być może?) w Pensylwanii. Widzę kraty i bezdomnych pod nimi, gdzieś w centrum Nowego Jorku, w środku nocy, czekając na autobus do Detroit. Widzę flagi polskie w Wyandotte
i napis BASF na lewym brzegu rzeki. Widzę wielkie plakaty „Supermana” przed kinem. Widzę jezioro i taflę wody tak spokojną jak jeszcze nigdy, nie dostrzegam gdzie kończy się woda a zaczyna niebo, nie widzę linii horyzontu. Potem nagle dostrzegam wielkich afro-amerykanów w za dużych bluzach, w spuszczonych spodniach i ogromnych butach, przy straganie z drewna sprzedających koszulki "I LOVE NY". Zaraz potem stają mi przed oczami spodnie Slasha z "Don't cry", a potem kanapa pucybuta w tym wielkim budynku. Czuję niedosyt. Nikomu o niczym nie opowiadam, bo nie znajduję słów i nie uważam za potrzebne..



„Gdybym potrafił opowiedzieć historię słowami, nie musiałbym dźwigać aparatu fotograficznego.”
Lewis Hine



5.03.2007 – „Nowy Jork”
Nocami zawsze jest o co płakać, a te w których siedziało się do rana i patrzyło ślepo w przód, już minęły, z nadzieją że nigdy nie powrócą. Nigdy w takiej formie. Na ulicach szron, kiedy patrzę przez okno idąc w nocy po sok do lodówki, a ja preferuję moją wiosenna kurteczkę.
Z zimową się już pokłóciłam i przeproszę ją przyszłej zimy. Chcę już wiosnę, bo tak. Nocą zawsze jest o czym myśleć, ale te w których rozmyślałam sobie tak po dziecięcemu, na próżno, już minęły z nadzieją, że nigdy nie powrócą. Jak dzień w dzień przypominam sobie tamte chwile, bo był czas poprzedniego lata, kiedy patrzyłam w jego wielkie niebieskie oczy. I wiele mam wspomnień o nim. Chyba najwięcej. Wiele mam wspomnień, które nigdy nie przeminą, które codziennie będą rodzić się na nowo pod moimi powiekami, jakby chciały nie być zapomniane, jakby wołały 'kurwa nie waż się, kurwa nie myśl, że..'. Wiele takich, co bolą jak skurwysyn, ale są, i wracają jak żadne inne, i wciąż wyświetlają się na nowo, codziennie, od wtedy, ani dnia przerwy.. I nie daje mi spokoju, choćbym błagać miała, i wszystko mi go przypomina. Jedzie autem, albo metrem, albo chodzi gdzieś po 8th, albo kreśli linię horyzontu w dziwnym kształcie. I tak ciągle.. jakby prosi się o liścia w mordę, bo jest trochę zbyt nachalny momentami. Wcina mi się w fajne filmy, wcina w posuwanie, w zajebistą pieczeń mojej mamy i telefoniczne rozmowy o najwyższym priorytecie. A ja milczę, no bo co mam powiedzieć? Przecież ten tylko się dowie, kto cię stracił, miły mój. To mój jedyny kochanek, o którym mówić mogę jako 'on', o 'nim', dla 'niego', z 'nim', 'jemu'. Innych 'on' nie mam i mieć nie będę, bo zapłodnię się sztucznie [o!]. A on wciąż chodzi za mną, biega za mną, bierze mnie za rękę i ciągnie z powrotem, krzyczy mi do ucha słodkie wyrazy, nęci, kręci i podrywa. Innym razem budzi w nocy, bo zbyt rzeczywiście śni mi się. Wtedy szepta i narzuca się bezczelnie. Nie mówię, o tym nikomu i mam małą tajemnicę. Chowam ją w środku, przed wszystkimi z nią uciekam. Zamykam w małym pudełeczku, chomikuję. Zabieram ją na wycieczki, jeżdżę na wakacje, robię jej romantyczne kolacje, a potem jem z nią śniadanie. Tajemnice są słodkie, więc tym samym się odwdzięczam, mocno w sobie pielęgnuję, głaszczę
a na koniec dnia usypiam.

"Widziałam wielki świat..
Na ulicach tłum, miasto wrzało kolorami,
W samym środku ja,
Boże mój, aż się chciało żyć.

Gdzieś daleko stąd, śni się mój największy sen,
Boże mój, znowu chce tam być,
Nagle kolor nieba zmienia się, znowu wszystko we mnie tańczy,
tak wyraźnie widzę każdy kształt, znowu jestem tam......."



Mam setki zdjęć z Nowego Jorku, mimo że byłam tam zaledwie kilkanaście godzin..
W nich przechowuję swoje życie tamto. Są moim tlenem, kiedy już oddychać nie mogę.

„Pragnęłam utrwalić wszelkie przejawy piękna, jakie pojawiały się przede mną i wreszcie pragnienie to zostało spełnione.”
Julia Margaret Cameron


5.10.2006
Chciałam iść i iść, widzieć więcej i więcej. Oddychać, zatruwać się spalinami, odczuwać
w każdej komórce smog i brud. Chciałam wchłaniać i zapamiętywać, robić zdjęcia w głowie
i pamiętać je po sam kres. Spełnieniem był. Tym wszystkim, co cudowne tam, co niepowtarzalne i jedyne, tym wszystkim tam chciałam żyć przez chwil kilka.


           
Dzięki zdjęciom, które wtedy zrobiłam mogę żyć tym nadal. Od nowa i nowa, wciąż
i w zasadzie nieprzerwanie.



18.03.2007
(…)A teraz siedzę [kurwa] na krzesełku i żeby nie było na mnie, przebieram się na szalone „artystki-poetki”, czy jakieś tam inne- nie wiem na kogo wyglądam. Zakładam żółte okulary
i spisuję przez filtr, zupełnie jak w fotografii, którą dzisiaj bardzo mocno uprawiałam. Żeby nie było na mnie wcielam się w przeróżne postacie. Chodzę kanałami, dumnie podnoszę głowę na 27 grudnia, przechodzę przez pasy jak 'penera z Jeżyc' i skaczę przez płoty jak zwinny, mały chłopczyk rozrabiaka. Zachodzę do domu, na noc wstawiam sobie obiad i go grzeję, na noc zbieram siły. Umoralniam swoją dziewczynę, że bardzo nierozsądnie jest chodzić po dworze z zapaleniem oskrzeli, a potem łapię się na tym, że chodziłam po wysokich zardzewiałych drabinach, które mogły się przecież złamać? Zaraz tłumaczę siebie przed sobą, że to miało jakiś wyższy cel.



Dla dobrych zdjęć mogę zaryzykować wiele. Często jednak, z czystego lenistwa wcale tego nie robię. To moja druga strona- ta znacznie gorsza strona. Trafiając w określone miejsca, staram się wtapiać w otoczenie. Czy to oznacza, że rzadko jestem sobą? Łudzę się, że pozwoli mi to obiektywnie spojrzeć na fotografowaną rzeczywistość. Zawsze się mylę. Jestem sobą.


„Aparat fotograficzny stwarza płynną metodę odnajdywania tej innej rzeczywistości”

Jerry N. Uelsmann



Czym jest dla mnie fotografia? Fotografia to moja codzienność- moje śniadanie, obiad
i kolacja. Fotografia to moje wspomnienia, moje myśli, moja różnie postrzegana rzeczywistość. To moje chwile, które uznaje na różne sposoby za piękne. Chwytam je, bo są ulotne. Wychodząc z tego założenia, przyjąć mogę, że fotografia wypełnia każdy mój dzień po brzegi. Jest moim „drugim” życiem, które nierozłącznie wiąże się z tym „pierwszym”- właściwym. Z racji tego, że czuję się ze sobą jak piernik z wiatrakiem, nie wiem czy kiedykolwiek będzie coś z tej fotografii. Tylko czym jest to „coś”, pytam sama siebie.
Czuję się mała w tym Wielkim Świecie.



31.01.2007
Tarnowskie (Góry) wystawy, wernisaże, fotograficy, "artyści" z ostatnich półek, studenci łódzkiej filmówki i pospolici amatorzy z (nie)zwykłego zamiłowania. Pośród nich ja, gdzieś na samym końcu świata, gdzie autobusy w sobotę/niedziele jeżdżą, co godzinę, gdzie padający śnieg przysłania cały świat, gdzieś gdzie zakład psychiatryczny nocą przyprawia
o dreszcze, a za dnia wygląda jak zakład karny o podwyższonym rygorze. Jedzie się na sam koniec wsi, autobusem jak poznańskim, jedzie pod górę, potem w dół, przez pola i lasy. I tak po dwa razy dziennie, raz na godzinę. Pośród tego wszystkiego ja, z kalesonkami, dwiema parami skarpetek, ciepłym szalikiem od mojej dziewczyny, przerobionymi rękawiczkami
i czapeczką. Pośród padających śniegów, wiatrów, zamieci i kilkustopniowego mrozu, ze zdjęciami w torbie i jednym w rączce. Na wystawę, na wernisaż, gdzie wino w plastikowych kubeczkach, delicje szampańskie i wafelki, a na hakach zamiast mięsa nasze zdjęcia, a na półkach i w lodówkach zamiast mięsa nasze zdjęcia. Kilometrówki, metrówki, tysiące groszy i suchy chleb z topionym serkiem, co się go na tosty kładzie. Pociągi osobowe, pospieszne,
4 województwa i wspomnienia z lata na trasie Poznań- Katowice (Kraków). Dwa dni później jeszcze dalej, bo z balkonu na 8-ym piętrze widać czeskie, małe miasta i czeskie duże słupy elektryczne, co kable z prądem noszą na plecach. I kolejne miłe wspomnienia, powrót- chwilowe powroty do przeszłości, czułe filmy, których raczej nie powinnam już oglądać
i nawet nie chce. Pociąg osobowy, nieznane mi miejscowości, prawie 30 minut czekania, 13 spóźnienia, śmieci w przedziale i brak półeczek, brak ogrzewania. Kolejne spóźnienie. Kilka godzin w ciemnym, zadymionym przedziale, sam na sam z recydywistą. Opowieści
o więzieniu, wyrokach, Nowej Zelandii i kobietach w zamyśle, bo z recydywistą
o mężczyźnie, o związkach na odległość i pewności nas obu. Województwo śląskie, dolnośląskie, wielkopolskie i kujawsko-pomorskie, 465 km .




Fotografia wytycza mi drogi, którymi chodzę. Jak widać, czasem bardzo długie drogi.



my love

<3 <3 <3
Nie ma niczego ponad...



niedziela, 20 stycznia 2013

chęci były i się zmyły

Starość nie radość - za niecałe 9 miesięcy zostaną całe dwa lata do okrągłej sumki. 
Tak wiele do niej brakowało na tym zdjęciu.




loneliness

i byłam pewna, że będzie tak zawsze.. jakże się myliłam.





sobota, 19 stycznia 2013

Stare Miasto

Okno na świat. Bywa, że czasem się zamyka.




piątek, 18 stycznia 2013

Śródka

9 lipca 2011 roku wsiadłam do magicznej  karuzeli, która zabrała mnie do innego życia. Magiczna podróż trwa do dzisiaj, trwać będzie długo, długo, najdłużej, zawsze. Jestem tam gdzie byłam, jednak "mieszkasz w tym samym miejscu, ale tak naprawdę gdzie indziej". Od lat nie używałam kwantyfikatorów, wzbraniałam się wręcz. Karuzela zabrała mnie tam, gdzie zawsze, nigdy nie sprawiają problemów. Do końca dni swoich 9 a zaraz po niej liczby 7201 będę uważała za dla mnie najszczęśliwsze. Reset, o który tyle naprosiłam nastał, dosłownie i w przenośni. Kto wcisnął ten guzik - nieznany - jakże jednak błogosławiony...



wtorek, 15 stycznia 2013

past




Kiedyś chciało mi się robić cokolwiek z tym czymś, co obraz rejestruje.. Nawet takie głupoty. Teraz fotografuję kota albo te piękne pary, które składają sobie te piękne przysięgi.. 
Koszmarne to kroki w "przód".
Może to wina tego, że moje życie nie wygląda już jak zdjęcie pierwsze, może to po prostu wymówka.



niedziela, 13 stycznia 2013

święta, święta, święta

Czas spędzany w domu przepełniony ciszą i spokojem. Tradycje trochę na kolana kładzione.



środa, 9 stycznia 2013

Jakże ślepym się bywa.

Dni stracone dają czasem popalić.
 Nie tylko te stracone.